Wysłany: Sob Lip 03, 2010 16:53 Temat postu: Dan Abnett -Duchy Gaunta"Pierwszy i Jedyny z Tanith' 1T
"W mrocznej, gotyckiej przyszłości świata Warhammer, w roku 40.000 ludzkość znajduje się na krawędzi zagłady. Imperium, walczące o przetrwanie w galaktyce, stawia czoła wciąż nowym niebezpieczeństwom. W skażonych przez Chaos światach Sabbata, komisarz Imperium Ibram Gaunt musi walczyć zarówno z legionami Chaosu, jak i wewnętrznymi starciami między regimentami. Pierwszy i Jedyny z Tanith jest epicką opowieścią o planetarnych podbojach, wielkich ambicjach, zdradzie i honorze." - cytat z okładki.
Pierwsza z długiej serii nowel traktujących o Imperialnej Krucjacie na Światy Sabbat i służącym na niej Pierwszym Regimencie Tanith, znanym szerzej jako Duchy Gaunt'a. Wraz z kolejnymi książkami: Komisarz Gaunt i Nekropolia tworzy pierwszą trylogię tego cyklu ("The Founding" - to by było "Założenie" czy "Utworzenie" albo "Powołanie" patrząc na kontekst).
Prosto z mostu powiem, że mam mieszane odczucia po przeczytaniu tej książki, ale może zaczniemy od początku.
Zacznijmy od pisarza. Dan Abnett jest znany fanom Wh40k i Wh fantasy jako pisarz solidny, z dużą dozą pomysłowości i doświadczenia. Potrafi stworzyć świetne opisy i zbudować klimat, co jest widoczne w zasadzie we wszystkich książkach o Duchach Gaunt'a. W książce obecne są dobrze opisane walki z wyznawcami Chaosu jak i garść błyskotliwych intryg i akcji poza polem bitwy. Jest to plus - trzymanie się ściśle pola bitwy niekoniecznie może wyjść na dobre pisarzowi, książce i czytelnikowi. Ten ostatni ma chwilę na "odpoczynek" od wszechobecnej wojny. Tym samym akcja na Pirycie czy Absalomie nie dość, że orzeźwia, to jeszcze jest interesująca i momentami zaskakująca. Ponadto, Abnett potrafi stworzyć świetne postacie (kto zna Komisarza Blennera ten wie o czym mówię) reprezentujące sobą różne poglądy i motywy postępowania.
Dobra, posłodziłem, więc teraz dolejemy nieco goryczy. Przede wszystkim książka ma budowę w postaci opowiadań. Można uznać, że są one chronologicznie ułożone - gdyby nie wstawki w postaci wspomnień z przeszłości Ibrama Gaunt'a. Budowa "opowiadaniowa" powieści jest jednocześnie intrygująca i męcząca dla czytelnika. Nie ma zachowanej tak naprawdę ciągłości akcji (aczkolwiek może to za ostre słowa).
"Komisarz Gaunt" ma podobną budowę co powyżej, natomiast dalsze książki nie (w szczególności "Nekropolia"). Dlaczego? Otóż Duchy Gaunt'a zadebiutowały w postaci opowiadań w którymś numerze White Dwarf'a (i byc może Inferno!). Nietrudno zgadnąć, że spodobały się czytelnikom i Abnett zaczął skrobać cykl nowel. Pierwsze książki z tego powodu trochę na tym cierpią - jest mało informacji (m.in. o początkach Duchów Gaunt'a dowiadujemy się dopiero w następnej książce, co trochę przeczy nazwie), stosunkowo mało "fluffu" dla ludzi nieobeznanych z 40k. Książka jest trochę chaotycznie napisana. Ponadto, bardzo mało jest motywów, opisów i sytuacji które wyróżniają świat 40k od innych sci-fi. Momentami miałem wrażenie, że Gwardziści z tej książki to jacyś Starship Troopers wrzuceni do kotła razem ze świrami od Chaosu.
Zauważyłem też pewną drobnostkę. Otóż Abnett świetnie ukazuje skażenie ciała i umysłu jakie wywołuje Chaos; zaś sami wyznawcy i żołnierze Rujnujących Mocy wzbudzają to co powinni - strach i odrazę. Za to Abnett całkowicie olewa Imperialną stronę wiary. Zero fanatyzmu, zero płomiennych przemów, zero kapłanów Eklezjarchii a nawet zero Tech-Kapłanów i jakichkolwiek wzmianek na temat Boga-Maszyny (oprócz jednej, góra dwóch które można zamknąć w 1 zdaniu). Cóż...
Wszystko to da się jeszcze przetrawić - początki, pisane na szybko pod wpływem presji czytelników i firmy są najtrudniejsze. Ciężko jednakże przetrawić polskie wydanie tej książki.
Przede wszystkim miażdżąca ilość literówek. Takie kwiatki jak np. "powoduj" czy "kopce-narkotyczne" to hardkor który rzadko widzę na druku rzuconym w obieg. Powód tego jest jasny - przetłumaczony tekst nie przeszedł profesjonalnej korekty.
Kolejna sprawa to tłumaczenie. Przykładem może być nazewnictwo planet które mnie zmiażdżyło. "Dziesiąta Gylatus" lub "Druga Fortis" - to są nazwy planet? Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Widziałem za to np. "Fortis Secundus" lub angielskojęzyczne "Fortis Binary" którego raczej się nie tłumaczy. Ktoś powie, że "przetłumaczone musi być wszystko". A ja powiem "nawet kosztem powagi książki?" Czytelnicy to nie jest stado baranów, tak przy okazji, żeby nie zrozumieć słów "primary" czy "binary". A jeśli ktoś się upiera przy Polskości, to czy nie lepiej brzmiałoby "Gylatus Dziesięć" lub "Fortis II"?
Ktoś powie, że to nadmierna ingerencja tłumacza w tekst. Zgodzę się z tym i skieruję do tytułu książki. Brzmi on "Pierwszy i Jedyny z Tanith". W oryginale "First and Only". Pierwszy i Jedyny. Po co te "z Tanith"?
Podsumowując, książka mimo swoich wad jest poczytna i wcale nie najgorsza z serii. Jednakże, nie polecam jej ludziom uważnym, krytycznym ani nie zaznajomionym ze światem Warhammera 40 000. _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Wysłany: Czw Lip 08, 2010 09:07 Temat postu: Re: Dan Abnett "Pierwszy i Jedyny z Tanith"
Witam
Przeczytałem z zainteresowaniem recenzję. Miałem przyjemność tłumaczyć wzmiankowaną książkę, jak zresztą wszystkie dotąd wydane pozycje o Duchach. Mam też parę wątpliwości względem recenzji, choć każdy głos krytyczny jest dla mnie ważny w dwójnasób.
Ethereal napisał:
[...]angielskojęzyczne "Fortis Binary" którego raczej się nie tłumaczy. [...] A ja powiem "nawet kosztem powagi książki?"
Poproszę o jakiś argument, dlaczego "raczej" się nie tłumaczy. Zwłaszcza interesuje mnie, dlaczego przetłumaczenie ewidentnie angielskiej nazwy miejsca jest niepoważne, a zostawienie w oryginale jest poważne. Poproszę też o wyjaśnienie, dlaczego angielskie nazwy są "lepsze" od polskich.
Cytat:
Czytelnicy to nie jest stado baranów, tak przy okazji, żeby nie zrozumieć słów "primary" czy "binary".
Są to słowa angielskie, których w tłumaczeniu zostawiać się nie powinno, gdyż mają odpowiedniki w jęz. polskim. Tak jak nie zostawiałem "laspistol" czy "colonel". Zresztą te dyskusje toczyły się od dłuższego czasu, a zwykle obrońcami angielskich nazw byli gracze WH40K, przyzwyczajeni do własnego polsko-angielskiego żargonu.
Cytat:
A jeśli ktoś się upiera przy Polskości, to czy nie lepiej brzmiałoby "Gylatus Dziesięć" lub "Fortis II"?
Po pierwsze, "polskości" z małej litery, jeśli już się czepiamy.
Po drugie "Decimus" oraz "Secundus" (odpowiednio dla planet Gylatus i Fortis) to łacińskie liczebniki porządkowe, a więc błędem byłoby tłumaczyć jako "Gylatus Dziesięć" czy "Fortis Dwa". Zapis "Fortis II" byłby natomiast poprawny.
I po trzecie, kwestią gustu jest tylko, czy coś "lepiej brzmi".
Cytat:
Zgodzę się z tym i skieruję do tytułu książki. Brzmi on "Pierwszy i Jedyny z Tanith". W oryginale "First and Only". Pierwszy i Jedyny. Po co te "z Tanith"?
Tytuł książki (czy filmu) nie zawsze zależy od tłumacza. Czasem jest narzucony przez wydawcę (lub stację telewizyjną), ze względu na to, że inny tytuł jest "bardziej marketingowy". Tak było np. w przypadku "Komisarza Gaunta", którego tytuł oryginalny brzmi "Ghostmaker" (i ma to związek z treścią książki). Tak było też w kilku przypadkach z mojej kariery w tłumaczeniu filmów.
Chętnie też wysłucham innych zarzutów względem tłumaczenia. Recenzent skrytykował je w ogólności, a podał ledwie jeden przykład (nazwy planet). Rad byłbym wysłuchać dodatkowego uzasadnienia (w postaci przykładów), a nie sądzę, że nie znajdzie się więcej błędów/niekonsekwencji. Chociażby "bolter" w świetle tłumaczenia/zostawiania angielskich nazw.
Wysłany: Pon Lip 12, 2010 22:08 Temat postu: Re: Dan Abnett "Pierwszy i Jedyny z Tanith"
Siriel napisał:
Poproszę o jakiś argument, dlaczego "raczej" się nie tłumaczy.
"Raczej" tak się nie tłumaczy, ponieważ w żadnej innej książce nie spotkałem się z takowym. Nie jestem specjalistą, ale po prostu raziło mnie to po gałach więc wypunktowałem.
Cytat:
Zresztą te dyskusje toczyły się od dłuższego czasu, a zwykle obrońcami angielskich nazw byli gracze WH40K, przyzwyczajeni do własnego polsko-angielskiego żargonu.
Zatem prawdopodobnie mnie to razi po gałach, bo jestem jednym z graczy.
Cytat:
Po drugie "Decimus" oraz "Secundus" (odpowiednio dla planet Gylatus i Fortis) to łacińskie liczebniki porządkowe, a więc błędem byłoby tłumaczyć jako "Gylatus Dziesięć" czy "Fortis Dwa". Zapis "Fortis II" byłby natomiast poprawny.
Skoro to były łacińskie liczebniki porządkowe, to dlaczego je przetłumaczyłeś? Łacina jest nieodzowną częścią klimatu Warhammera 40 000. Jest to język martwy, wykorzystywany obecnie do celów filozoficznych i artystycznych (to drugie nas interesuje). Spójrzmy na chociażby trylogię husycką A. Sapkowskiego który nadźgał tam bardzo dużo łaciny, której nie tłumaczył ani wyjaśniał w żaden sposób. Dlaczego? Bo takie były realia, epoka. Stwarzał klimat. Imperialne planety są uporządkowane łaciną, która de facto jest Wysokim Gotykiem i językiem Eklezjarchii / Kredo Imperium. Tłumaczenie tego mija się z celem. Przypomina mi się przypadek, kiedy raz "spolszczono" Diunę w hardkorowy sposób (np. Wolanie zamiast Fremeni) czy Władcę Pierścieni (gdzie spolszczono nawet imię jednego z bohaterów).
Cytat:
Tytuł książki (czy filmu) nie zawsze zależy od tłumacza. Czasem jest narzucony przez wydawcę (lub stację telewizyjną), ze względu na to, że inny tytuł jest "bardziej marketingowy". Tak było np. w przypadku "Komisarza Gaunta", którego tytuł oryginalny brzmi "Ghostmaker" (i ma to związek z treścią książki). Tak było też w kilku przypadkach z mojej kariery w tłumaczeniu filmów.
Nie dziwi mnie to. Polityka wydawców czasami podąża nietypowymi torami. Marketingowcy najwyraźniej żyją we własnym świecie, skoro myślą, że "Komisarz Gaunt" to lepszy tytuł niźli "Twórca Duchów".
Cytat:
Chociażby "bolter" w świetle tłumaczenia/zostawiania angielskich nazw.
Bolter to rzecz której chyba nie da się przetłumaczyć bez utraty twarzy.
Odnośnie reszty tłumaczenia to nie mam zbyt wiele do dodania, głównie z jednego powodu - nie czytałem oryginału. Jeśli kiedyś dorwę, z pewnością dodam kolejne trzy grosze.
Od udziwnionego tłumaczenia znacznie bardziej denerwujący jest motyw z brakiem korekty. Aż tak cięliście na kosztach w CC? _________________ Ulfir Egillsson, Norsmen -Wichry Północy
Wysłany: Pon Lip 12, 2010 22:40 Temat postu: Re: Dan Abnett "Pierwszy i Jedyny z Tanith"
Ethereal napisał:
Skoro to były łacińskie liczebniki porządkowe, to dlaczego je przetłumaczyłeś?
Przyznaję, można było to zostawić. Ale i przetłumaczenie nie jest błędem, gdyż wyjaśnia, że dana planeta jest dziesiątą/drugą w systemie planetarnym.
Cytat:
Przypomina mi się przypadek, kiedy raz "spolszczono" Diunę w hardkorowy sposób (np. Wolanie zamiast Fremeni) czy Władcę Pierścieni (gdzie spolszczono nawet imię jednego z bohaterów).
Jako tłumacz uważam, że pan Łoziński postąpił słusznie (abstrahuję od błędów merytorycznych, np. fragmentu, w którym okazało się, że Jedyny Pierścień ma osadzony kamień!), próbując wprowadzić własne tłumaczenie. Z pewnością nie powinien był opierać się na Skibniewskiej, gdyż byłby to po prostu plagiat. A to, że niektóre nazwy "źle brzmią", jest już kwestią gustu. W skrócie:
- pomysł był dobry i słuszny, ale...
- wykonanie gorsze
Tłumaczenie Skibniewskiej jest uznawane za kanoniczne, ale dlatego, że było pierwsze. Poza tym ona też nie ustrzegła się błędów (choćby słynny Shadowfax = Gryf, czy wątpliwy Strider = Obieżyświat). Gdyby pan Łoziński tłumaczył pierwsze polskie wydanie WP, za kanoniczne uważalibyśmy "krzaty" i Bagosza z Bagoszna, a każde inne byłoby odsądzane od czci i wiary. Gdybym dostał zlecenie na tłumaczenie WP, też nie przepisałbym tłumaczenia Skibniewskiej, bo byłoby to nieuczciwe, a poza tym taka książka to wyzwanie. Skibniewska wygrała sympatię czytelników, Łoziński nie.
Cytat:
Bolter to rzecz której chyba nie da się przetłumaczyć bez utraty twarzy.
Użyty na szerszą skalę, prawdopodobnie podzieliłby los "lasera" i zostałby włączony do języka polskiego. Zwłaszcza gdyby funkcjonował w świecie rzeczywistym, a nie tylko w fabularnym.
Cytat:
Od udziwnionego tłumaczenia znacznie bardziej denerwujący jest motyw z brakiem korekty. Aż tak cięliście na kosztach w CC?
Korekty nie robiłem (poza zwyczajową korektą własnego tekstu), więc wypowiadać się nie będę. Podyskutować możemy o tłumaczeniu.
Czuję się w obowiązku wtrącić swoje trzy grosze.
Jeśli chodzi o recenzję, to generalnie (odnośnie treści i formy pisania) zgadzam się z Etherealem. W pierwszej chwili skakanie z wątku do wątku może nieco dezorientować. Z drugiej strony, po wstępnym zapoznaniu się ze specyfiką książki, wykorzystanie retrospekcji jest genialnym posunięciem.
Na pewno nie zgodzę się, że to książka nie dla tych, którzy młotka nie znają. Wprost przeciwnie, i sam jestem tego przykładem. Zanim kumpel nie podetknął mi jej pod nos, traktowałem 40 jak dość dziwne indywiduum w świecie gier. Po jej przeczytaniu wpadłem po uszy, co jest czasami wyżej wspomnianemu osobnikowi wypominane
Co do korekty (czytałem 1 wydanie, drugiego stojącego na półce póki co nie), to na sam widok byków i powtórzeń bolter sam się przeładowywał. I to powinno za cały komentarz wystarczyć.
Odnośnie tłumaczenia rzeczywiście zapisano już na poprzednim forum masę postów, ale skoro temat poruszono... Nazw własnych się NIE tłumaczy, a przynajmniej tak mnie uczono w szkole. Oczywiście istnieje możliwość, że przez te kilkanaście lat od jej ukończenia coś się zmieniło, ale śmiem wątpić.
Generalnie dobrze, że wzięliście sobie w późniejszym okresie do serca zdanie czytelników-graczy (bo, nie ukrywajmy, to dla nich w większości te książki są wydawane) odnośnie nazewnictwa, i liczba kwiatków w stylu andromecha z Komisarza Gaunta znacząco spadła (osobiście potrzebowałem kilkunastu miesięcy, aby w końcu wpaść na to, co tłumacz miał na myśli pod tą jakże wykwintną nazwą).
A co do gustu w tłumaczeniu, to jakoś nie przypominam sobie głosów poparcia dla takowego sposobu, raczej na odwrót. _________________ Niech żyje wolność słowa!
Niech żyje swoboda wypowiedzi!
Niech żyje łatwy dostęp do internetu!
Nazw własnych się NIE tłumaczy, a przynajmniej tak mnie uczono w szkole.
Że tak wspomnę: New York i London oraz Great Britain. Niektóre nazwy własne się tłumaczy (np. nazwy geograficzne, przydomki królów, niektóre nazwy organizacji - ONZ), inne nie (np. zespołów muzycznych, nazwy własne broni np. Desert Eagle, nazwy okrętów lub samolotów), ale to dotyczy nazw funkcjonujących w świecie rzeczywistym i ma charakter uzusu.* Np. gdyby w książce historycznej albo encyklopedii ktoś pisał o faktycznych The Beatles, powinno się zostawić nazwę oryginalną, ale gdyby w książce s-f ktoś dał nazwę zespołu muzycznego The Butterflies, przetłumaczyłbym to jako "Motyle". I tak samo, jeśli ktoś pisze o II wojnie światowej, powinien zostawić w oryginale nazwy typu "Bismarck" albo "Hurricane", ale tłumacząc książkę s-f, zwłaszcza taką, która nie odnosi się do historycznego Imperium Brytyjskiego (nazwa własna!), nie powinno się zostawiać angielskiej nazwy okrętu, tylko dlatego że oryginał jest napisany w jęz. angielskim. Gdyby książka była tłumaczona z rosyjskiego, zostawiłbyś nazwy pisane cyrylicą?
Cytat:
liczba kwiatków w stylu andromecha z Komisarza Gaunta znacząco spadła (osobiście potrzebowałem kilkunastu miesięcy, aby w końcu wpaść na to, co tłumacz miał na myśli pod tą jakże wykwintną nazwą).
Nudzisz z tym andromechem. Nie chce mi się na każdym forum tłumaczyć tego samego, więc po prostu zignoruję ten temat. I pogratuluję lotności umysłu.
Cytat:
A co do gustu w tłumaczeniu, to jakoś nie przypominam sobie głosów poparcia dla takowego sposobu, raczej na odwrót.
A tego nie rozumiem. Wyjaśnisz? Bo jeśli chodzi o to, że gust nie powinien mieć znaczenia przy tłumaczeniu, zgadzam się, a argumenty "bo lepiej brzmi" tracą sens. Jeśli natomiast chodzi o to, że właściwą metodą jest poprawność językowa, wówczas zostawianie angielskich nazw (z uwzględnieniem pewnych zasad, o których pisałem wyżej) jest nie tylko błędem tłumacza, ale przyznaniem się do lenistwa.
Wymień z łaski swojej inne przykłady kwiatków, skoro była ich "liczba" (zakładam, że "znacząca", skoro raczyłeś na to zwrócić uwagę). Jak na razie padły głosy, że tłumaczenie jest udziwnione, ale przykładów jak na lekarstwo. Przydałoby się poprzeć własne twierdzenia.
________
* Jest to widoczne np. w komiksach. Batman zostaje w oryginale, ale Dwie Twarze zostaje przetłumaczony. Spiderman zostaje, Zielony Goblin nie. Storm czy Wolverine zostaje, ale Cyklop albo Szelma nie. Dlaczego? Bo nazwy polskie kształtowały się w środowisku fanów i dlatego pozostały takie kwiatki, jak komu było wygodnie. I tak samo jest z 40K (melty, autocannony i pałerkloły), tak samo jest z WFB (sejwy, beastmeni, slayerzy i cold-łany). Tak samo jest w karciankach, a nawet w filmach. Gwiazda Śmierci jest tłumaczona, a X-Wing nie. Część tłumaczona, część nie. Książka =/= gra. Moim osobistym zdaniem, język polski nie ma się czego wstydzić. A jeśli komuś lepiej coś brzmi w oryginale, niech czyta w oryginale (jak ja).
Nudzisz z tym andromechem. Nie chce mi się na każdym forum tłumaczyć tego samego, więc po prostu zignoruję ten temat. I pogratuluję lotności umysłu.
Z różnych źródeł wiem, że nie tylko ja miałem problemy ze zrozumieniem, "co tłumacz miał na myśli". A stąd wniosek, że to nie mnie należą się gratulacje.
Siriel napisał:
Cytat:
A co do gustu w tłumaczeniu, to jakoś nie przypominam sobie głosów poparcia dla takowego sposobu, raczej na odwrót.
A tego nie rozumiem. Wyjaśnisz? Bo jeśli chodzi o to, że gust nie powinien mieć znaczenia przy tłumaczeniu, zgadzam się, a argumenty "bo lepiej brzmi" tracą sens. Jeśli natomiast chodzi o to, że właściwą metodą jest poprawność językowa, wówczas zostawianie angielskich nazw (z uwzględnieniem pewnych zasad, o których pisałem wyżej) jest nie tylko błędem tłumacza, ale przyznaniem się do lenistwa.
Nie pamiętam głosów wychwalających sposób tłumaczenia, za to te przeciwne pamiętam dobrze. Co nie zmienia faktu, że możesz (i masz zapewne) swoje zdanie na temat powyższego tłumaczenia.
Siriel napisał:
Wymień z łaski swojej inne przykłady kwiatków, skoro była ich "liczba" (zakładam, że "znacząca", skoro raczyłeś na to zwrócić uwagę). Jak na razie padły głosy, że tłumaczenie jest udziwnione, ale przykładów jak na lekarstwo. Przydałoby się poprzeć własne twierdzenia.
Jasne. Jak tylko skończę obecnie czytaną pozycję, odświeżę sobie duchy, i postaram się wypisać Ci wszystkie (w mojej ocenie) smaczki, jakie znajdę. A będzie to lista całkowicie subiektywna. Poza tym napisałem, że "znacząco spadła" a nie, że była znacząca, skoro już się czepiasz słówek. _________________ Niech żyje wolność słowa!
Niech żyje swoboda wypowiedzi!
Niech żyje łatwy dostęp do internetu!
Z różnych źródeł wiem, że nie tylko ja miałem problemy ze zrozumieniem, "co tłumacz miał na myśli". A stąd wniosek, że to nie mnie należą się gratulacje.
Z różnych źródeł wiem, że tłumaczenie tego terminu podobało się wielu osobom. A stąd wniosek, że jestem super!
Cytat:
Jasne. Jak tylko skończę obecnie czytaną pozycję, odświeżę sobie duchy, i postaram się wypisać Ci wszystkie (w mojej ocenie) smaczki, jakie znajdę. A będzie to lista całkowicie subiektywna.
Czekam z utęsknieniem i oczywiście odniosę się do Twoich uwag.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach